Zmiana języka wypowiedzi pełni też inną funkcję, a mianowicie pozoruje bazowanie na odkryciach naukowych. Można powiedzieć np. naukowcy odkryli, że homoseksualizm to nie choroba, końcówka -izm w tym słowie pasuje do chorób, więc mówmy od teraz homoseksualność. Tak naprawdę to nic nie odkryto, a zmieniono tylko kulturowe podejście, bo nadal nie wiadomo, jaki jest mechanizm tego, że większość jest hetero a niewielki procent homo. Aktywiści twierdzą też, że wedle badań transkobiety mają mózgi podobne do kobiet biologicznych. Lekarze nie mogą zatem tylko po oględzinach noworodka stwierdzić jego płci, więc należy mówić, iż w szpitalu „przypisują” dzieciom płeć przy urodzeniu. Tak naprawdę nic takiego jak żeński i męski mózg nie istnieje, a różnice mózgów osób transpłciowych nie zostały odnalezione nawet w analizie 50 ostatnich lat badań nad tym zagadnieniem. O różnicach między kobietami i mężczyznami niewiele wiadomo, a co dopiero osobach trans. Badacze nie odkryli żadnego źródła tzw. tożsamości płciowej. Statystyki dotyczące zdrowia psychicznego i dyskryminacji, którymi dysponują organizacje, pochodzą często z badań niskiej jakości, prowadzonych na małych próbach, robionych wśród subiektywnych aktywistów i bez porównania z innymi grupami ludności. Porządnych się nie prowadzi. Chodzi jednak o stworzenie pozorów posiadania wiedzy eksperckiej.

To podszywanie się pod dorobek oświecenia, który postmodernizm i teoria queer tak naprawdę kwestionują. Oni nie wierzą, że istnieje prawda o zjawiskach, procesach, rzeczach, ludziach, którą przybliżają badania. Wierzą w to, że każda kultura, rasa, płeć, tożsamość mają swoją prawdę. Dlatego jednocześnie każą „słuchać mniejszości”. Jednak ten pozór naukowości jest nadal niezbędny, gdyż większość społeczeństwa ma spore zaufanie do autorytetów z uniwersytetów, a z zupełnie subiektywnym obrazem świata zbyt szybko się nie zgodzi, dostrzegając słusznie, że wyklucza to jakiekolwiek porozumienie między ludźmi.

Opinii publicznej prezentuje się zatem istnienie wiedzy o osobach LGBT, całkiem tak jakbyśmy byli z jakiegoś innego gatunku lub być może nawet królestwa zwierząt. Czuję się jak rozwielitka, czy egzotyczny ślimak. Warsztaty „jak mówić do osób LGBT” już się odbyły, a w przyszłości doczekamy się być może warsztatów – co jedzą ludzie LGBT i jakie procesy fizjologiczne ich dotyczą. Czy odczuwamy stres w pracy? Czy kochamy swoich rodziców? Czy mamy heteroseksualnych przyjaciół, a może w ogóle nie potrzebujemy relacji? To skomplikowane, prawda…

Aktywiści, nawet gdy mają lat naście i nie skończyli jeszcze liceum, uważają, że mają prawo pouczać innych w powyższych tematach w odniesieniu do dowolnej z licznych „tożsamości”. Rozprawiają o lesbijkach, i o osobach aseksualnych, i niebinarnych, i w ogóle. Specjalistkami czyni ich po prostu identyfikacja, a ciebie nawet jak masz doktorat z seksuologii, nic nie jest w stanie ustawić z nimi na równej eksperckiej pozycji.

W zwykłej internetowej debacie wielu takich nastolatków jest w stanie skutecznie zamknąć usta oponentom. To mogłoby jednak nie działać w szkołach, mediach, firmach i instytucjach, dlatego organizacje LGBT „kształcą” własnych specjalistów od nas, którzy, dzięki otrzymanym certyfikatom wyglądają nieco bardziej poważnie. Następnie głoszą, że powinno się ich zatrudniać w każdym urzędzie i przedsiębiorstwie. Dzięki modzie na szkolenia antydyskryminacyjne i antydyskryminacyjną politykę sfrustrowani aspiranci, którzy chcieli awansu społecznego, ale wiodą żywot prekariuszy bez stałego, godnego zatrudnienia, realizują i interes ekonomiczny, łechcząc przy okazji swoją próżność.